Jak zaprzyjaźnić
dzieci z warzywami
Wiosna, wiosna, wiosna, ach to ty
Poprawa pogody w ostatnich tygodniach przyniosła wreszcie długo oczekiwane warzywa i owoce. Wszyscy już sobie na nie ostrzą zęby. Dzieci nie mogą doczekać się młodej kapusty, marchewki, cukinii i rzodkiewki. Nie? Czy Wasze dzieci nie przepadają za świeżymi warzywami?
Szkoda. Bo akurat wszyscy dietetycy niezależnie z jakiej szkoły się wywodzą i jakie diety zalecają, są zgodni co do jednego: warzywa i owoce powinny stanowić podstawę wyżywienia człowieka (tego dużego i małego).
Warzywofobia
Gdy moje dzieci zapraszają przyjaciół i podajemy posiłek, często mali goście skrzętnie wybierają bakłażana, paprykę czy cebulę z dania i odsuwają na bok talerza. Często też słyszę od ich rodziców, że moje dzieci na jeden posiłek jedzą więcej warzyw niż ich potomstwo w ciągu tygodnia. Gdy rozmawiam z personelem w przedszkolach i na stołówkach narzekają, że warzywa często wracają nietknięte. Co stoi za tym zjawiskiem?
Przecież warzywa nie są niesmaczne. Nie śmierdzą. Nie boli od nich brzuch. Boli raczej od niejedzenia ich – przecież warzywa zawierają mnóstwo błonnika przyspieszającego pasaż jelitowy.
Nakształtowanie nawyków żywieniowych u najmłodszych dzieci największy wpływ mają przyzwyczajenia rodziców i dostępność produktów. Po pierwsze więc: świeć przykładem. Nie mamy większych szans na nauczenie dzieci jedzenia warzyw i owoców gdy sami od nich stronimy. Po drugie: nie trzymaj w domu produktów, które chcesz ograniczyć w diecie. Trzymaj pod dostatkiem tych, których chcesz spożywać więcej. Nie oszukujmy się: większość mając na stole frytki i selera sięgnie po to pierwsze. A jeśli już zdecydujesz się je podać, to najpierw zaserwuj seler. Po zjedzonej porcji warzyw, jako łakoć, podaj mniej zdrowy produkt. Nie będzie na niegp już tyle miejsca w brzuchu. Licz się z tym, że dziecko może się zbuntować, powiedzieć, że jak nie ma frytek, to nic nie zje. Wyjaśnij spokojnie, że dostęp do frytek trzeba wykupić poprzez zjedzenie warzyw (możesz to okrasić jakąś opowieścią, o czym poniżej). Nie ma co fundować całkowitej zmiany diety z dnia na dzień. Małymi kroczkami osiągniesz tez cel.
Im wcześniej wpoisz dziecku dane nawyki żywieniowe tym większa szansa, że będą one kontynuowane w dorosłości. Tak naprawdę idealnie byłoby zacząć już będąc w ciąży (dzieci łykają wody płodowe, do których przechodzi smak jedzenia spożywanego przez matkę) lub podczas karmienia piersią. Czy zastanawiało Cię jak to się dzieje, że małe indyjskie dzieci uwielbiają curry tak pikantne, że niejeden europejczyk by się skrzywił? Wyssały to z mlekiem matki, chciałoby się rzec.
Kilka rad dla zdesperowanych rodziców
- Nie bój się doprawić dań z warzyw – cukinia nie ma sama w sobie intensywnego smaku, z czosnkiem i ziołami dzieci często zjadają ją chętniej.
- Często dzieciom nie odpowiada jakieś połączenie smakowe: np. chętnie zjedzą samą marchew i winogrona, ale zmieszane w formie sałatki zostaną odrzucone. Zmieniaj kombinacje warzyw i owoców.
- Dzieci wynoszą sposób jedzenia z domu: nakładaj sobie na talerz to, co chcesz by Twoje dzieci skosztowały.
- Z doświadczenia osobistego i pacjentów wiem, że przy rozszerzaniu diety niemowlęcia bardzo dobrze sprawdza się metoda BLW polagająca na umożliwieniu mu samodzielnego wyboru i konsumpcji jedzenia z rodzinnego stołu. Dzięki temu mój syn w wieku roku zjadł swoje pierwsze sushi (bez surowej ryby, ale za to zapakowane w nori), a moja córka w wieku dwóch lat uwielbiała na śniadanie zjadać chorizo i cytrynę, a na podwieczorek wybierała paluszkami prosto ze słoika przecier pomidorowy.
- Nie zmuszaj dzieci do jedzenia, nie karmcie na siłę. To wywołuje efekt przeciwny do zamierzonego – dzieci buntują się i tym bardziej nie chcą jeść podsuwanych im dań. Postaraj się zachęcić je do zjedzenia warzyw, ale nie szantażuj ich.
- Nie dokarmiajcie dzieci między posiłkami (mówię NIE bananom, soczkom, herbatnikom, waflom ryżowym, chrupkom kukurydzanym i kanapkom) – unikanie przekąsek sprawi, że dzieci będą głodniejsze przed głównym posiłkiem, a dzięki temu chętniej zjedzą to, co im zaserwujemy. Regularne serwowanie łakoci po posiłku też nie jest dobrym pomysłem. Dzieci są cwane i szybko zaczną zostawiać sobie miejsce w brzuchu na łakocie wymigując się od zjedzenia zbilansowanego posiłku.
- Zadbajmy o atrakcyjny wygląd warzyw – połączenie żywych kolorów, różnych kształtów zachęca do skosztowania potrawy.
- Pozwól dziecku eksperymentować: nie smakuje mu brokuł? Spytaj z czym byłby lepszy. Nie zrażaj się, gdy odpowie, że z niczym, bo jest tak paskudny, że nie da się tego zjeść. Zaproponuj dodanie do niego czegoś co wiesz, że dzieciak lubi (nawet jeśli będzie to ketchup, majonez czy masło orzechowe). Na tym etapie istotne jest, aby dziecko oswoiło się ze strukturą i aromatem danego warzywa. Jak już to będzie za nami, można będzie zacząć się pozbywać mniej zdrowych dodatków. Tak przekonałam już wielu do produktów, których nienawidzili. Nawet mój mąż kiedyś mawiał „Dobra ta sałatka, tylko po co w niej sałata?”; dziś potrafi zjeść pół główki sałaty bez dodatków.
- Spróbuj różnych technik obróbki warzyw – jeśli dziecko nie chce jeść ugotowanej pietruszki, to może zje surową, albo upieczoną w formie frytek. Może przemielona w formie koktajlu lub zupy-krem mu podpasuje?
- Odradzam używanie wyrażeń typu „zjedz, to zdrowe” – szczególnie u starszych niejadków. U nich często zdrowe kojarzy się z niesmaczym.
- To, co jednak mogę polecić, to snucie opowieści o dobrych i złych mocach/ panopkach (ktoś pamięta jeszcze serial „Było sobie życie”?) toczących w naszym ciele nieustanne walki, od wyniku których zależy czy będziemy zdrowi czy chorzy. Powiedz, że należy karmić naszych sprzymierzeńców substancjami odżywczymi.
- Często działają też odniesienia do pewnych cech postaci bajek: „Chciałbyś naleśniki w kolorze Shrecka?
- Niektóre dzieci dobrze też reagują na nadawanie cech ludzkich pewnym składnikom odżywczym lub produktom („Pan Brokuł przyjaźni się z Panem Masełem, więc żeby Brokułowi nie było smutno, że jest sam dodaj do niego trochę Masła”. Niesie to dodatkową korzyść – możemy nauczyć dzieci odpowiedniego komponowania posiłków: witaminy zawarte w brokułach lepiej przyswajają się w obecności tłuszczu).
- Podczas posiłku jednak unikamy zabaw jako takich. Samolociki, garaże z buzi są w stanie odwrócić uwagę dziecka od jedzenia i nie uczą odpowiednich wzorców zachowań żywieniowych ani nie wywołują pozytywnych skojarzeń z samym aktem jedzenia. Atmosfera podczas posiłku powinna być luźna, przyjazna, ale ograniczająca rozpraszacze takie jak telewizja, telefony.
- Zadbajmy o to, by choć jeden posiłek zjeść w niespiesznej atmosferze gromadząc przy stole wszystkich domowników.
- Dzieci uczą się poprzez zabawę. Coraz więcej jest inicjatyw promujących zaangażowanie dzieci w przygotowywanie posiłku. Szkoły i domy kultury organizują warsztaty, supermarkety wydają rodzinne książki kucharskie. Korzystaj z tego! Gotowanie i przygotowywanie posiłków to jedna z podstawowych umiejętności w życiu. Myślę, że dużo ważniejsza niż kurs fizyki kwantowej. Co więcej zaangażowanie dzieci w proces wyboru i przygotowania dań zwiększa prawdopodobieństwo skosztowania potrawy – wiążą się z nią emocjonalnie, zaprzyjaźniają. Zjedzenie jest ukoronowaniem eksperymentu kulinarnego.
- To samo tyczy się hodowania roślin. Jeśli macie możliwość posadzenia pomidorów, czy chociażby natki pietruszki na balkonie lub parapecie, zróbcie to koniecznie. Dzieci opiekujące się roślinką będą bardziej skore do skosztowania jej.
- Ostatnia rada – trochę nie fair, bo graniczy z oszustwem – ukryj warzywa – a zmielonych zupach, pulpetach, sosach (nawet w lodach jest to możliwe – wkrótce pojawi się wpis o lodach ogórkowych).

Pamiętajmy jednak, że przyzwyczajenie dzieci do nowego sposobu odżywiania może trwać parę ładnych miesięcy, nie liczmy na to, że zaskoczymy wszystkich na obiedzie rodzinnym za tydzień ilością warzyw, które zjada nasza pociecha. Tym bardziej proponuję stopniowe, spokojne i niespieszne wprowadzenie kolejnych warzyw i owoców do diety.
Dyskusja
Zostaw komentarz